O sędziowaniu słów kilka – Maciej Maciejewski

Plusliga czy Orlen Liga mu nie straszne. Jest jednym z najlepszych sędziów w naszym województwie, i nie tylko. Jaka jest historia Macieja Maciejewskiego?

  1. Czasami się zastanawiam, ile tak dokładnie już sędziujesz? Jaka jest prawda – Ile masz już na liczniku?

Ojjj… dużo się uzbierało. W tym roku mija mi 29 rok sędziowania 🙂 W przyszłym roku stuknie mi jubileuszowe 30 – :)))

  1. Zaczęło się od?

Chodzenia z tatą (wówczas sędzią) na mecze ligi uczelnianej i międzyzakładowej. Czasami pisałem wówczas pełną wersję protokołu, czasami stawałem jako SII i „udawałem”, że pomagam.

  1. Ile dokładnie zajęło Ci dostanie się na ten najwyższy w Polsce szczebel – Plusligę?

Pierwszy sezon PlusLigi to dla mnie sezon 2004/2005, a dokładnie styczeń 2005. Jeżeli mój kurs podstawowy był w 1987 roku, to na debiut w PlusLidze czekałem 18 lat. Wychodzi na to, że w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce osiągnąłem „pełnoletność sędziowską”.

  1. Jak to jest sędziować tym, których inni mogą oglądać tylko przed telewizorem, tym, którzy stanowią o sile reprezentacji i zdobywają dla niej medale?

Przed pierwszym razem człowiek sobie bardzo dużo wyobraża, a potem okazuje się, że to tacy sami ludzie jak inni, można z nimi zamienić parę słów i… nic się nie dzieje 😉 Trzeba się nauczyć traktować ich tak samo podczas zawodów, jak każdego innego zawodnika.

  1. Od kilku lat jesteś sędzią międzynarodowym? Co to tak naprawdę oznacza?

Trudno mi o obiektywną ocenę. Na pewno dla każdego sędziego to powinno być docelowe marzenie, bo… wyższej klasy nie można już zdobyć. Natomiast potem, kiedy apetyt rośnie i chciałoby się sędziować najważniejsze zawody na świecie, dopiero okazuje się jak daleka (albo czasami, jak bliska) jest do nich droga. Niestety grupa tych, którzy są niemal na wszystkich najważniejszych imprezach jest bardzo wąska i bardzo hermetyczna.

Niezależnie od tego, że w tej grupie najprawdopodobniej nigdy się nie znajdę, to cały czas mam okazję skorzystać turystycznie na każdym wyjeździe i poznawać ciekawych ludzi z całego świata.

  1. Czym takie zawody różnią się od naszych polskich lig? Jak wygląda ta „europejska” specyfika?

Tam zdecydowanie szybciej dostaję się na miejsce, niż w Polsce, bo korzystam z samolotów 🙂 Na miejscu mnie wożą, karmią, dają niezły hotel, czasami pomagają zobaczyć ciekawe turystycznie miejsca. Moim zdaniem, na zawodach międzynarodowych, prestiż i szacunek dla pracy sędziego jest zdecydowanie większy, niż u nas w kraju. Ale takie same odczucia mają moje koleżanki i koledzy z innych państw. Każdy z nich u siebie odczuwa zdecydowanie większą presję i spotyka więcej emocjonalnych i nerwowych zachowań zawodniczek czy zawodników, niż w europejskich pucharach czy meczach reprezentacji. Opisując to jednym zdaniem: „Na zawodach międzynarodowych, paradoksalnie, jest łatwiej, niż krajowych”.

  1. Jadąc na takie zawody, nie znasz sędziego, z którym będziesz na meczu. Na pewno jest grupa ludzi, których znasz na wylot, ale jak to jest spotkać kogoś pierwszy raz, wyjść z nim na boisko i sędziować arcyważne spotkanie? Nie od dziś wiadomo, że sędzia sędziemu nierówny, a każdy kraj ma swoje „techniki”.

To dobre albo złe, zależy kto ocenia, ale podział obowiązków i kompetencji wynikający z przepisów jest w zawodach międzynarodowych wykorzystywany na swoją korzyść do maksimum. „To nie ja, to on” – to najłatwiejsze wytłumaczenie ewentualnych błędów zespołu sędziowskiego. Trochę już znając się na sędziowaniu, po kilkunastu akcjach meczu już wiem, czy we dwójkę „pociągniemy mecz”, czy będę zdany tylko na siebie. Ale, żeby nie dyskredytować tych, których spotykam na swojej międzynarodowej drodze – każdy z nich, podobnie jak ja, nie dostał emblematu w prezencie, tylko wiele lat na niego ciężko pracował i gdyby nie posiadał odpowiednich umiejętności, to by go nie otrzymał.

A co do „technik”, to akurat w zawodach międzynarodowych dąży się do ujednolicania wszystkich odstępstw, jakie są praktykowane w danych państwach. Zatem każdy się pilnuje i nie robi dziwnych podpowiedzi :)))

  1. Dzięki sędziowaniu zwiedzasz świat. Masz takie miejsce, które najbardziej Ci się spodobało?

Akurat na zawody międzynarodowe zdecydowanie częściej jeździ się do małych miejscowości, niż do dużych metropolii. Ale korzyść jest taka, że odwiedzam miejsca, które w przypadku wyjazdu prywatnego pewnie nie znalazłyby się na mojej liście oczekiwań. Bywały już miejsca, gdzie nie zrobiłem ani jednego zdjęcia, ale są i takie, gdzie w międzyczasie musiałem zgrywać fotki z karty do laptopa, żeby zrobić miejsce na kolejne. Duże wrażenie zrobiła na mnie Moskwa i jej ogrom. I tylko kilka minut się spóźniłem, żeby pozdrowić Lenina w jego mauzoleum. Widziałem w Belgradzie, w centrum miasta, budynki z lejami i dziurami po bombach z czasów wojny na Bałkanach.

Budapeszt jest piękny, ale Stare Miasto w Tallinie jeszcze piękniejsze.

Mam nadzieję, że to najładniejsze miejsce, którego jeszcze nie znam, wciąż przede mną 😉

  1. Pamiętasz swój pierwszy mecz?

Nie wiem, jak potraktować pierwszy mecz? Pierwszy w ogóle, to absolutnie nie, bo to musiałby być któryś z tych akademickich, czy międzyzakładowych, kiedy tata zabierał mnie ze sobą. Pierwszy wyjazdowy, to już tak, bo Wojtek Klęsk zaprosił mnie na mecz ligi międzywojewódzkiej do Koszalina i to już bardziej zapadło mi w pamięć, bo wiązało się
z wyjazdem (podróż, mecz, kolacja itp.). Pierwszy na szczeblu też szczególnie nie zapadł mi w pamięć. Ale już pierwsza impreza międzynarodowa, to już było spore wydarzenie, bo w 1993 roku miałem okazję uczestniczyć w Poznaniu, wraz z kilkoma kolegami ze Szczecina (Andrzej Jackiewicz, Sylwester Szczerba, Piotr Krzysztofek) w Mistrzostwach Europy Juniorów jako obsada pomocnicza.

  1. A ten, kiedy po raz pierwszy sędziowałeś PLS?

Pamiętam :))) Styczeń 2005, Stal Nysa – Mostostal Kędzierzyn. Ja jako SI, a na dole śp. Janusz Soból. Był też kwalifikator, żeby „dopilnować”, czy żółtodziób się nadaje 😉 Moja pierwsza i jak dotąd jedyna wizyta w słynnym „nyskim kotle”. Nerwy były – bo po kilku sezonach w Ekstraklasie kobiet i sędziowaniu meczów tylko Paniom – Panowie, to zupełnie inna gra. Mecz poszedł dobrze i mój debiut został wtedy oceniony przez kwalifikatora na maksa, czyli na 100 punktów.

  1. Masz jakiś specjalny rytuał przed każdym meczem? Całowanie gwizdka, kartek?

Nic specjalnego sobie nie wypracowałem. Przykłady, które są podane w pytaniu nigdy nie przyszłyby mi do głowy :))) Nie praktykuję jakiejś specjalnej podkoszulki, czy nie golenia się przez dwa dni. Lubię wypić kawę przed meczem i przekąsić coś słodkiego 🙂 Kiedy jadę gdzieś w Polskę, to na halę wolę dotrzeć maksymalnie dwie godziny przed meczem. Jest spokojnie czas na swoje obowiązki i chwila na pogawędki z ludźmi, których mam okazję spotkać tylko tam. Nie lubię być na hali za wcześnie, bo zaczynam się rozleniwiać i potem trzeba się spiąć na mecz, i dobrze byłoby to zrobić przed pierwszym gwizdkiem, a nie dopiero po pierwszym błędzie.

  1. Stresujesz się przed zawodami czy podchodzisz do tego na zupełnym luzie?

Stres jest zawsze, jeżeli komuś zależy na dobrze wykonanej pracy. Oczywiście jest on mniejszy przed zawodami SALPS, a spory przed finałem PlusLigi. Cała sztuka, to sobie z nim radzić. Autorytet i ocenę swojej osoby buduje się całą karierę, a zepsuć to wszystko można jednym nieudanym występem. Dlatego stres mobilizuje do koncentracji, a kiedy ona już jest, to… jesteśmy w stanie dać z siebie zawsze najlepsze, wszystko to, czego do tej pory się nauczyliśmy.

  1. Wielu sędziów mówi, że gdy mają na meczu sędziego kwalifikatora, to w większości skupiają się na nim, a nie na spotkaniu. Masz jakąś specjalną metodę na takie mecze?

Ja mam, na szczęście, ten etap już za sobą. Należy skupić się tylko na swoich obowiązkach i swojej pracy. Ciągłe spoglądanie w kierunku kwalifikatora potrafi rozproszyć tak mocno, że błąd prędzej, czy później, nadejdzie. Musimy wiedzieć co robimy i dlaczego podejmujemy decyzje. Kwalifikator też musi czujnie obserwować każdą akcję, w dodatku ma wszystkie funkcje w tym samym czasie (SI, SI, sekretarz, liniowi). Ma nad nami olbrzymią przewagę, czyli… czas na ocenę sytuacji. Ale kiedy my wiemy, co robimy, to z każdym rozsądnym kwalifikatorem możemy przedyskutować problematyczną sytuację i obiektywnie wspólnie ją ocenić.

Podobnie sprawa się przedstawia z kamerami i meczami transmitowanymi w TV. Zapomnijmy, że one są i wykonujmy swoją pracę w skupieniu i najlepiej jak umiemy.

  1. Sam też oceniasz innych, jak to jest: być ocenianym a oceniać.

To dosyć niewdzięczna rola, zwłaszcza teraz, kiedy wciąż jestem aktywnym sędzią. Skupiam się na „pilnowaniu” dobrych i sprawiedliwych decyzji sędziów, bo dzięki nim nigdy po meczu od żadnego z zespołów nie usłyszymy narzekań. Oczekuję od sędziów, żeby w pierwszej kolejności podejmowali dobre decyzje, a potem zajmowali się „kosmetyką okołomeczową”. Dres leżący przez dwie akcje na krzesełku nie ma wpływu na wynik meczu, ale zła ocena odbicia, autu, czy nadepnięcia linii już może mieć bardzo duży.

Osobiście uważam, że sędziowie w Polsce reprezentują bardzo wysoki poziom umiejętności w stosunku do sędziów w innych krajach. Mogę tak stwierdzić na podstawie obserwacji pracy sędziów za granicą. I staram się swoimi kwalifikacjami dokładać kolejne cegiełki, żeby osoby po spotkaniu ze mną nauczyły się chociaż jednej nowej i dobrej rzeczy. Czy mi się to udaje, to trzeba zapytać ocenianych 😉

  1. Współtworzysz Szczecińską Amatorską Ligę Piłki Siatkowej. Patrząc teraz pod kątem młodych sędziów. Wielu z naszych sędziów szczeblowych właśnie od SALPS-u zaczynało swoją „wielką przygodę”. Co daje taka liga i możliwość jej sędziowania?

Rozgrywki Szczecińskiej Amatorskiej Ligi Piłki Siatkowej to fantastyczne pole do rozwoju młodych sędziów, ale również możliwość, do pozostawania „w formie” dla tych doświadczonych. Jedna osoba, która odpowiada za całość meczu, to non-stop koncentracja, oczy dookoła głowy; nauka zapamiętywania ustawień bez protokołu, czy kartek na ustawienia; rozpoznawanie zawodników nie po numerach (bo np. każdy ma inną koszulkę), tylko według swojego własnego pomysłu; umiejętność dopasowania „celownika” do poziomu zawodów.

To również umiejętność „współpracy” z organizatorem pod względem elastyczności czasowej, dyspozycyjności i bycia przygotowanym na zmiany, które bywają częste i zaskakujące.

No i jeszcze SALPS daje szansę sędziom doskonalić swoje umiejętności – dużo i regularnie. Mecze mistrzowskie w weekendy, czy to wojewódzkie, czy szczeblowe, średnio 3 razy na miesiąc to nie jest mało, ale do tego jeden-dwa mecze SALPS w ciągu tygodnia pozwalają utrzymywać dobrą formę przez cały sezon. A ta jest szczególnie potrzebna na miesiące kończące sezon, bo wtedy zespoły grają o medale, a ja każdemu życzę, żeby miał szansę takie mecze sędziować. Dla zawodników to prestiż grać o złoty medal. Dla sędziów również jest sprawą prestiżową, takie mecze sędziować. Wiem, bo sam tego doświadczyłem 🙂

 

  1. Jaki jest przepis na sukces?

Oczywiście doskonała znajomość przepisów gry. Ciągłe doszkalanie się. Obserwacja maksymalnie dużej ilości meczów, oczywiście najlepiej na żywo, ale i w transmisji TV można zauważyć część pracy sędziów. Trzeba dać się zauważyć tym, którzy mogą nam pomóc w przeskoczeniu kolejnych przeszkód, które są na każdej sędziowskiej ścieżce kariery. Samodzielnie wszystkiego nie da się zrobić. Na pewno trzeba do tego podchodzić z pasją, a nie z konieczności. Nie wolno traktować sędziowania jak sposobu na zarabianie pieniędzy. Sędziów wybierających mecze pod względem „opłacalności”, Wydział Sędziowski nigdy nie będzie promował. Zanim osiągnie się poziom PlusLigi, trzeba aktywnie uczestniczyć w rozgrywkach minisiatkówki, lig szkolnych, czy wojewódzkich zawodów młodzieżowych.

I ostatnia rada… Cierpliwość, cierpliwość, cierpliwość :)) Sędziujcie dobrze, a szansa może się pojawić zupełnie Was zaskakując.

Cierpliwość jest gorzka, ale jej owoc jest słodki. (Rousseau)” Niech dla każdego tym owocem będzie emblemat sędziego międzynarodowego :)))

 

MS

Dodaj komentarz